środa, 27 kwietnia 2011

Zapisałam się do biblioteki



Też mi heca! pomyślicie. A jednak. Zawsze powtarzam, że ile ludzi, tyle zboczeń: jedni odczuwają lęk przed szpitalami, inni przed urzędami, a ja już w dzieciństwie nabawiłam się bibliotekofobii (ciekawe czy taka fobia w ogóle istnieje i czy ma bardziej uczoną nazwę :>). Nie bardzo potrafię to wyjaśnić, ale ma to prawdopodobnie związek z ograniczeniami jakie biblioteki narzucają: liczba dozwolonych do wypożyczenia tytułów, termin zwrotu, kara pieniężna za przetrzymanie, a także ta cisza na miejscu bardziej nabożna niż w świątyni. Z moimi czytelniczymi nawykami te zasady były zawsze nie do przeskoczenia i paraliżowały mnie na samą myśl o wejściu do takiego przybytku. Ja czytam po 6-7 książek naraz, potrafię jedną odłożyć na pół roku a nawet rok czy więcej, a potem wrócić do niej w miejscu, w którym skończyłam bez szwanku dla śledzonej fabuły - gdybym miała korzystać z bibliotek, 70% zaczętych książek nigdy bym nie skończyła.

Dobra biblioteka w znaczeniu złej biblioteki (a więc dobry przykład negatywnego wzorca, jaki staram się zbudować) musi być przede wszystkim ogromnym koszmarem, musi być totalną zmorą i w tym sensie opis Borgesa dobrze tutaj pasuje.
A. Katalogi winny zawierać jak najwięcej działów;(...)
B. Tematy winny być określone przez bibliotekarza. Książki nie powinny mieć w kolofonie wskazówki co do tematu, pod którym trzeba je skatalogować.
C. Sygnatury winny być niemożliwe do przepisania, w miarę możliwości rozbudowane, aby ten, kto wypełnia rewers, nie miał nigdy miejsca na wpisanie ostatnich symboli i uznał je za nieważne, a dzięki temu obsługujący mógł zwrócić rewers z żądaniem uzupełnienia.
D. Czas między zamówieniem a dostarczeniem książki winien być bardzo długi.
E. Nie należy dawać więcej niż jedną książkę naraz.
(...)
G. W
 miarę możliwości winno nie być żadnej fotokopiarki; jeśli jednak jakaś już się znajdzie, dostęp do niej winien być bardzo czasochłonny i kłopotliwy, cena wyższa niż na mieście, limity kopii bardzo niskie, nieprzewyższające dwóch albo trzech stroniczek.
H. Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby przecież w pracy), za potencjalnego złodzieja.
(...)
J. Dział informacji winien być nieosiągalny.
K. Należy zniechęcać do wypożyczania.
(...)
M. Godziny otwarcia winny ściśle zgadzać się z godzinami pracy, przedyskutowanymi z góry z przedstawicielami związków zawodowych: całkowite zamknięcie biblioteki w sobotę i niedzielę, a także wieczorami i w godzinach posiłków. (...)
N. Winno być całkowicie niemożliwe zjedzenie czegokolwiek w obrębie biblioteki (...)

Eco U., O bibliotece, Świat Książki, Warszawa 2007, s. 15-20.

Teraz najlepsze, czyli odpowiedź na pytanie, co mnie do tego skłoniło, mimo wieloletniego uporu w postrzeganiu biblioteki w wyżej zacytowany sposób. Oczywiście od niepamiętnych czasów jestem zdania, że należy przezwyciężać swoje lęki i uprzedzenia, stanąć z nimi twarzą w twarz i pokonać, ale to tylko górnolotne wytłumaczenie będące i tak marną przykrywką dla tego, co niektórzy już wiedzą. Nie, nie zrobiłam tego przy okazji pracy nad magisterką; zrobiłam to, bo moją drugą (po książkach) wielką namiętnością są amerykańskie seriale. A traf chciał, że obecny #1 powstał na podstawie serii książek o 25-letniej blondynce z Luizjany, która ma ponad 187-letniego chłopaka - wampira. Po niedawnym zalewie rynku wampirzymi głupotami dla krejzi nastolatek, odkryłam w końcu coś (Lena chapeau bas), co ma kły i da się oglądać [i z tego miejsca pozdrawiam koleżanki, które też są w to wciągnięte, szczególnie Marysię i Olę]. Po obejrzeniu 3 sezonów serialu uznałam, że zanim się doczekam na nowe odcinki, sięgnę po książki i może w ten sposób szybciej się dowiem co ma być dalej! Póki co wchłonęłam 1. tom (~ 1. sezon) i stwierdzam, że ludzie od scenariusza na pewno są bardziej gramotni niż pani autorka o piórze godnym gospodyni z Kentucky. W wolnych chwilach poświęcanych na lekturę bawię się w wynajdywanie różnic między publikacją a ekranizacją. No cóż, nigdy nie mówiłam, że komercja nie działa na mnie w ogóle - mówiłam, że jej nie lubię i nie cenię i tę opinię podtrzymuję.


4 komentarze:

  1. Właśnie mi uświadomiłaś, że chyba nalicza mi się kara za przetrzymana książkę w bibliotece na Browarnej... o.O PS. a gdzie pozdrowienia? :P
    PS2. Gdzie Alcide?! :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrowienia w kwadratowym nawiasie, ale OK - skoro za mało, to będą imienne :P

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję! :D dziękuję! :D ach, dziękuję :D hahha

    OdpowiedzUsuń
  4. Marynchen (która jest moją bliźniaczką z innych rodziców, zgadza się? ;-) mi przypomniała, jak to poszłam do BUW-u po obiegówkę i się okazało, że muszę zapłacić szaloną karę wynoszącą... 50 groszy :D Ale na początku trochę zbladłam, bo babka się pomyliła i powiedziała mi, że mam wybulić 50 zł ;-)

    OdpowiedzUsuń