czwartek, 31 października 2013

Naród o wiecznie wkurwionej duszy.

Lisa Tolgfors byla najstarsza z nich wszystkich, dobiegała pięćdziesiątki, choć nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby jej tyle, sądząc po fotografiach w aktach.

“Prawdziwa arystokratka, mówił Gagatek. I nie chodzi tylko o styl, to księżniczka spowinowacona z Habsburgami, córka jednego z najznamienitszych szwedzkich rodów, przemysłowców z Dalekiej Północy. Oczywiście się jej wyparli, ale krew to krew. Prawdziwa dama, mówi perfekt siedmioma językami, odebrała staranne wykształcenie, nie każdy wie, że swego czasu proponowano jej objęcie katedry na uniwersytecie w Uppsali. Nie miała wtedy nawet trzydziestu lat! Oczywiście nie przyjęła, po pierwsze nie musiała, po drugie, jak wiemy, jej pasje i zainteresowania dalece nie pasują do jakiejkolwiek uczelni. Rozumiem, że z przyczyn oczywistych nie musi być pani jej fanką, ale spójrzmy prawdzie w oczy: ktoś taki jest niezbędny. Musi pani na chwilę uznać, że cel uświęca środki”.(…)
Gagatek wprowadził Lise Tolfgors do gabinetu. Kobieta ani przez chwilę nie miała wątpliwości, kto tu jest szefem. Pewnym krokiem, niczym prawniczka międzynarodowej firmy przystepująca do negocjacji, a nie osoba pozostająca na utrzymaniu polskiego podatnika, podeszła do Lorentz i podała jej rękę.

- Bardzo mi w pizdeczkę – powiedziała prawie bez akcentu i uśmiechnęła się przyjaźnie.

Prawdziwa szwedzka arystokratka, znana jako Ronja i ciesząca się sławą najbardziej pomysłowej złodziejki dzieł sztuki w historii, spędziła ostatnie osiem miesięcy w więzieniu dla kobiet w Grudziądzu, odsiadując wyrok za kradzież obrazu Moneta z poznańskiego Muzeum Narodowego. Pewnie dlatego polszczyzna była jedynym znanym Ronji językiem, którym nie posługiwała się w sposób literacki.

Miłoszewski Z., Bezcenny, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2013, s. 95-96.



Tak, tak. Takie fragmenty na obczyźnie brzmią jak nasłodsza muzyka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz