sobota, 1 stycznia 2011

HNY2011

Witam się z Wami noworocznie. Mogę dzisiaj ruszać tylko palcami, więc napiszę pierwszą notkę w Anno Domini 2011. Koniec starego i początek nowego roku to tradycyjnie czas podsumowań i postanowień. Ani na jedno ani na drugie nie mam najmniejszej ochoty. Natomiast myślę, że ciekawie będzie jeśli podzielimy się tytułami najlepszych według nas książek, jakie przeczytaliśmy w 2010 r. Czy była taka książka, której lektura najbardziej w minionym roku ubogaciła/sprawiła najwięcej przyjemności/zapadła w pamięć? 
Ja powiem, że z mojej strony na wyróżnienie zasługuje kilka tytułów: Kroniki włoskie Stendhala, Ostatni czytelnik Davida Toscany, Służące Kathryn Stockett, Splendor Vladimira Nabokova, Summer Crossing oraz Inne głosy, inne ściany - obie Trumana Capote. Z powyższych palmę zwycięstwa przyznaję Ostatniemu czytelnikowi. Książka jest, po pierwsze, jedną z tych, które krzyknęły do mnie ze sklepowej półki, a to już coś; najważniejsze jednak, że wpisała się doskonale w moje osobiste dywagacje na temat znaczenia książek w życiu człowieka. Jako miłośniczka słów doszukuję się głębokiej życiowej prawdy o świecie i prawdy o sobie samej w tym, co czytam (a u Paulo Coelho tego nie znajduję ;) ) W Ostatnim czytelniku znalazłam wiele takich myśli, ale trzeba je było odcedzić z realizmu magicznego popularnego wśród latynoamerykańskich autorów. Książka, w wielkim skrócie, opowiada o człowieku imieniem Lucio, który prowadzi bibliotekę w pustynnej miejscowości Icamole, gdzie nikt nie czyta książek i nigdy nie przychodzi do jego biblioteki - nawet jego syn Remigio. Ten ostatni znajduje w studni obok swojego domu ciało małej dziewczynki. Ojcu Remigia jej śmierć kojarzy się z losami bohaterki jednej z historycznych powieści. Co lepsze, w bibliotece nagle zjawia się matka zmarłej (zamordowanej) dziewczynki, która również sądzi, że jej córka zamieniła się w dziewczynkę żyjącą przed dwustu laty. Urzekło mnie to wszystko, bo każdy chyba kiedyś pomyślał lub powiedział: "Hej, to całkiem jak w X lub Y. Tam też tak było" :) Lucio jest moim idolem: nienawidzi tłumaczy, którzy nie znają się na tłumaczeniu i tworzą coś, co sprawia, że pierwszą myślą jest "nawet nie wiem co było w oryginale, ale na pewno nie coś takiego!"; nienawidzi autorów piszących o rzeczach na których się kompletnie nie znają lub co gorsza, których nigdy nie doświadczyli - książki w których pojawiają się zupełne brednie wrzuca po prostu do pieca! A teraz najlepsze: któregoś razu poirytowany do granic możliwości Lucio poszedł do kościoła, w którym miejscowi przechowywali, niczym relikwię, stary miłosny list z czasów wojny i... poprawił na nim błąd ortograficzny :D
Z tych i wielu innych względów Ostatni czytelnik autorstwa Davida Toscany zostaje moją książką roku 2010.

Proszę mi niczego nie wyjaśniać, mówi ona, zawsze jest więcej książek niż życia.

Toscana D., Ostatni czytelnik, Świat Książki, Warszawa 2010, s. 105.

2 komentarze:

  1. to ja też muszę wymienić kilka tytułów. "Trylogia kosmiczna" C.S.Lewis'a zostało mi jeszcze trochę do przeczytania, ale muszę powiedzieć, że jest niesamowita. Dużo w moim życiu namieszały książki John'a Eldredge'a ("Dzikie Serce.Tęsknoty męskiej duszy";"Dziennik pokładowy"). Oczywiście z tych rewolucyjnych tytułów jest jeszcze "Chata" Wiliama P. Younga.A tych czytanych dla przyjemności, którymi się zachwyciłem jest za długa lista, żeby wymieniać :) ogólnie lubię książki,bo są fajne i interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a mam dla Ciebie ciekawy cytat:
    "- Podstawową trudnością - odezwał się MacPhee - we współpracy między odmiennymi płciami jest to, że kobiety mówią językiem bez rzeczowników. Kiedy dwóch mężczyzn robi coś razem, jeden mówi do drugiego: "Włóż tę miskę do tej większej miski, którą znajdziesz na najwyższej półce zielonego kredensu". Natomiast kobiecym odpowiednikiem tej informacji jest: "Włóż to do tamtego tam". A jeśli zapytasz: "Do czego?", odpowiadają: "No przecież do tego!" W rezultacie powstaje fatyczny hiatus. "

    To ze wspomnianej już "Trylogii Kosmicznej" :)

    OdpowiedzUsuń